10 NOWINY 31-2 sierpnia 1998 r 

I Zjazd rodu Krygowskich

   Tego jeszcze nie było, nie było jak Błażowa Błażową. Z tym większą satysfakcją informujemy o imprezie, która miała miejsce w miasteczku w miniony weekend (24-26 lipca) i trwała 3 dni, dostarczając wiele emocji i wzruszeń nie tylko bezpośrednim uczestnikom, także mieszkańcom. Po raz pierwszy postanowili się spotkać na zjeździe członkowie zacnego rodu Krygowskich, którego przodkowie przed laty zapuścili korzenie w tych stronach (Futoma, Błażowa). Był to zjazd, który przekracza wszelkie wyobrażenia o rozmiarach spotkań rodzinnych. Udział zgłosiło ponad 200 osób połączonych więzami krwi (przybyło o kilku familiantów mniej). Stawili się Krygowscy z USA, Australii, Niemiec oraz z wielu stron Polski.

   Meldowali się w Biurze Zjazdu, w budynku szkolnym Liceum Ogólnokształcącego, które użyczyło kwatery gościom na cały czas trwania imprezy. Tu wydawano wspólne posiłki i uroczyste biesiady. Wszyscy uczestnicy imprezy zostali wyposażeni w identyfikatory, otrzymali materiałydokumentujące historię rodu.
   Sprawy organizacyjne powierzono w godne ręce Jana Krygowskiego, syna Zbigniewa, który zadbał o dobrą realizację ustalonego wcześniej programu. Zjazd był, ma się rozumieć, składkowy, bo nikt nie sprostałby kosztom. Takie "zdrowe" zasady zapewniają zresztą lepsze perspektywy. Krygowscy zamierzają się spotykać regularnie co kilka lat, dokumentując jednocześnie coraz dokładniej swoje dzieje i odsłaniając coraz głębiej "korzenie". Być może, staną się wzorem dla innych rodzin?

Kilka słów o programie

   Spotkali się w Błażowej, choć ich rodzinne gniazdo (tam osiedlił się Kazimierz, syn Jana, na zdjęciu po prawej) należy już do kogoś innego. Ba, gdyby nawet było otwarte, nie pomieściłoby tak licznego grona gości. Być może, kolejne zjazdy będą odbywać się w innych miejscach, ten jednak był dla Krygowskich poniekąd symboliczny; wrócili do miejsca, skąd przed laty ich przodkowie wyfrunęli w świat. Do kątów pełnych wspomnień, tęsknot za beztroskimi chwilami dzieciństwa - rodzinnych relikwii.
   Krygowscy - przodkowie, których najstarsi przedstawiciele rodu jeszcze żywo pamiętają, spoczęli na cmentarzach w Błażowej i Futomie. W kościołach parafialnych obydwu miejscowości odprawiały się msze św. za ich wieczne odpoczywanie.
   Uczestnicy zjazdu mieli okazję odwiedzić wszystkie, związane z historią rodziny, miejsca w Błażowej, Futomie, Harcie, Dynowie. Najważniejsze jednak, że byli ze sobą, poznali się, cieszyli się wzajemnie swoją obecnością, biesiadując, wertując albumy z sentymentalnymi fotografami.
   W sobotę (25 lipca) przy biesiadnej kolacji przygrywała Krygowskim ludowa kapela z Futomy i jeden z nich (Krygowski po kądzieli), Wojtuś Sowa z Warszawy, muzyk profesjonalista, złapał za skrzypce. Cudowne, niezapomniane chwile - rozpływa się Krysia.

Największe wzruszenia

   Pytam jedną z uczestniczek zjazdu, p. Krystynę Guniewską, wnuczką Antoniego, prawnuczke Jana i Julii, założycieli futomsko-błażowskiej linii Krygowskich, o największe wzruszenia.
- Serce podbiegło mi do gardła - mówi - podczas mszy za zmarłych, a jeszcze bardziej, gdy po jej zakończeniu przeszliśmy wszyscy do Domu Parafialnego w Błażowej, by obejrzeć wystawę pamiątek po dziadkach, wujach, stryjach. Były tam m.in. rzeczy bardzo osobiste: listy, zapiski, medale, portrety, zdjęcia, drobne rzeźby. Najbardziej wzruszył mnie zbiór wierszyków autorstwa babci Julci (brababki), która pisała "na okoliczność" powinszowań dla wnuków i bliskich (kiedyś wszystkie życzenia składało się wierszem). Z łezką wsłuchiwaliśmy się w opowieści o sybirskiej gehennie przedstawicieli naszej rodziny. Cała impreza zresztą była wzruszająca i wszyscy wdzięczni byliśmy organizatorom i inicjatorom - Marysi Bielawskiej z USA - córce Mariana, wnuczce Kazimierza, Witkowi Kroemeke, z Niemiec, synowi Marty, wnukowi Bogumiła, syna Kazimierza, Marysi Krygowskiej-Doniec z Krakowa, córce Albina, wnuczce Władysława, Jasiowi Krygowskiemu, synowi Zbigniewa z Rzeszowa. Ta czwórka od dawna kontaktowała się ze sobą poprzez Internet i wpadła na taki wspaniały pomysł, angażując mnóstwo czasu w przygotowania, gromadzenie materiałów, pisanie listów. Nie tak łatwo się skrzyknąć ludziom rozproszonym po świecie. Komunikacja internetowa bardzo ułatwiła to zadanie.
- Muszę przyznać, że pozostaję jeszcze w zjazdowej euforii, - kontynuuje Krysia - ale nie tylko ja tak to odbieram. Powołam się na opinię mojego syna Jurka, który uważa, że dzięki kontaktom z familiantami czuje się pokrzepiony na duchu, mocniejszy i bardziej odważny życiowo.
   Rej na zjeździe wodziły seniorki, ostatnie z trzeciego pokolenia, licząc od Jana i Julii (linia futomska-błażowska): - Karolina Krygowska-Sulinowska (94 lata) z Odrzykonia, córka Wincentego oraz mama p. Krystyny, Helena Krygowska-Maciołkowa (75), córka Antoniego. Im wszyscy uczestnicy składali szczególne uszanowanie, zwracając się o opinie w sprawach wydarzeń, gdy młodszych osobników jeszcze nie było na swiecie.

Historia rodu

   nie zaczyna się od Jana i Julii, sięga w zamierzchłe czasy do Wojciecha z Krygu, który wsławił się jakimś szlachetnym czynem i zyskał dzięki temu nobilitację. Nie wiadomo jeszcze dziś, ile w tym prawdy, a ile mitu. Rodzinni badacze zobowiązali się wszakże, że nie spoczną w poszukiwaniach po archiwach i do drugiego zjazdu (w 2001 roku) wszystko wyjaśnią. Najlepiej udokumentowana jest do tej pory futomsko-błażowska linia Krygowskich, której przodkowie przedstawieni są na rodzinnym tableau.
   Jan 1840-1888 (zdjęcie nie zachowało się) - wójt gminy i właściciel młyna w Futomie i Julia 1847-1934 z Drozdowskich mieli ośmioro dzieci, w tym sześciu synów. Ksiądz Julian był długie lata proboszczem parafii w Zręcinie, Antoni (dziadek p. Krystyny) - rolnikiem, Władysław z Głowienki - młynarzem, Wincenty z Odrzykonia - kowalem, Stanisław w młodych latach wyemigrował do USA, gdzie dał początek amerykańskiej linii Krygowskich. (spłodził 9 dzieci), Kazimierz, utalentowany rzeźbiarz, osiedlił się w Błażowej. Do dziś sławią go dzieła, głównie w kościołach oraz wybitne potomstwo: trzech artystów plastyków (Zbigniew, Zdzisław, Marian; tylko ostatni bez akademickiego dyplomu), geograf, profesor Uniwersytetu Poznańskiego (Bogumił). Dwie córki jana i Julii zasłynęły jako matki rodów: Kołodziejów i Pecków.
 

Wybitne postacie

   Wołowej skóry zabrakłoby na spisanie wszystkich, którzy nie tylko zdobyli uniwersyteckie cenzusy. Takie aspiracje w tej niezwykle utalentowanej rodzinie są czymś naturalnym. Ród wydał postacie wybitne w wielu dziedzinach. Wspomniałam o Bogumile, profesorze Uniwersytetu Poznańskiego. Profesorem jest również jego syn Marek. Edward Nieznański z rodziny sybiraków, wnuk Antoniego (po Janie i Julii), jest profesorem nauk humanistycznych, prorektorem ATK.
   Kilka wybitnych indywidualności wydała linia wadowicka rodu, jeszcze nie do końca udokumentowana.
Słynnego taternika, Władysława Krygowskiego, autora blisko tysiąca prac, adwokata z zawodu, też łączą z rodem wspólne korzenie. Jego stryj, prof. Zdzisław Jan Antoni, prof. Matematyki na Politechnice Lwowskiej, był uwikłany w rozszyfrowanie ENIGMY. W młodości był korepetytorem syna H. Sienkiewicza i zachował się nawet jeden list pisarza do niego.
   Osobiście zaimponowała mi jednak pracą, uporem i sercem rodzina Albina Krygowskiego, syna Władysława z Głowienki. Młodych Albinostwa dotknęło w młodości nieszczęście. Dwie ich córeczki, w wyniku ciężkiej choroby, utraciły słuch. Każdy wie, że taki dotkliwy, niewidoczny na oko defekt bardzo upośledza intelektualnie. Przeciętny niesłyszący nie przebrnie przez maturę. Marysia (Doniec) i Teresa Krygowskie, dziś dojrzałe kobiety, skończyły wyższe studia z bardzo dobrymi wynikami. Marysia jest fizykiem (po UJ), Teresa - architektem. Krygowscy są po prostu niezwykli.

                                                                                                                                   Halina Łokajowa