Może uklękniemy i pomodlimy się Panu Jezusowi. "Niechaj będzie pochwalony Przenajświętszy sakrament..."

Proszę Państwa, jesteśmy w bardzo starej parafii. W jednej z najstarszych parafii tutaj na Podkarpaciu. W 1326 już jest wymieniony dziekan Paulus ze Zręcina, wiec Zręcin należał najpierw do Cystersów z Poprzednicy. To niedaleko Sandomierza, gdzie teraz było to nieszczęście – zalanie powodzią. Więc kościół, a właściwie parafia, jest pod wezwaniem św. biskupa Stanisława, Męczennika. To już wiadomo, że ta parafia, ta stara należała do archidiecezji krakowskiej. Święty Stanisław ze Szczepanowa, biskup krakowski, tam działał. Później Zręcin należał do diecezji tarnowskiej, by od 1814 roku należeć już do diecezji przemyskiej. Kościół drewniany, ten poprzedni przed obecnym był od 1744 w Zręcinie do 1874 roku. Od 1874 do 1888 roku został wybudowany ten obecny kościół w stylu romańskim, zaprojektowanym przez inż. Katowera z Krakowa, a fundacji Klopasów i Łukasiewiczów. Fundatorzy są tutaj, a mianowicie w nawie Karol Klopasa, fundator kościoła i Ignacy Łukasiewicz. Oni najwięcej dali tych funduszy, pieniędzy na budowę kościoła. No, gdzieś pan Klopasa dał 40000 złotych reńskich, pan Łukasiwicz dał 10000 złotych reńskich....

Chcę tutaj zwrócić uwagę mianowicie na naszego współfundatora Ignacego Łukasiewicza. Państwo na pewno dużo słyszeli o nim tam w Bóbrce, w muzeum, że jest twórcą tego przemysłu naftowego, lampy naftowej. No, ale tu trzeba powiedzieć, że to był człowiek głębokiej wiary. Zachowały się wspomnienia, tutaj w parafii. Jak tutaj przyszedłem, to najstarsi ludzie pamiętali Łukasiewicza jako zacnego aptekarza, pobożnego, który i kaplicę wybudował sobie w Borkówce, i dwór. Siostry służebniczki sprowadził tam, tak. Co ci moi najstarsi parafianie pamiętają, to właśnie że był człowiekiem ogromnej pracy. Bardzo zachęcał do tej wielkiej pracowitości. Sam doszedł do tej naukowej sławy właśnie dzięki pracowitości. Tu pamiętali ci najstarsi, że jak pan Łukasiewicz jechał sobie bryczką przez te łąki, to jakby tak chłopi bumelowali na polach, to można było od niego oberwać. Taki dowcip więc opowiadali, ale to nie było z przekąsem mówione, tylko tak podkreślano tę ogromną jego pracowitość.
On wiedział, że w tamtych czasach w niewoli, to można do czegoś dojść, dzięki temu, że będzie się pracowało, że będzie się uczyło. O i pewno, tacy wielcy ludzie, Polacy, byli potrzebni na ówczesne czasy. No więc już popatrzmy na ten kościół. Budowany w latach 1874 do 1888. Można powiedzieć, że bardzo szybko wybudowano ten kościół w stylu romańskim.

Pokażę co jest tutaj w kościele cennego. Więc popatrzmy na polichromię, jak mówią znawcy, to jest polichromia projektu Wyspiańskiego, natomiast wykonali ją już uczniowie Wyspiańskiego. Bardzo cenny jest główny ołtarz, jeszcze z tego drewnianego poprzedniego kościoła, który był wybudowany w 1744 r. Tylko jest dobudowane nowe podwyższenie, by lepiej pokazać ten ołtarz.

Tak mi się właśnie przypomniało, to co mówiła wczoraj jedna z pań z Rzeszowa o zesłanych Krygowskich, gdzieś tam na Wschód, na Syberię, na Ural. Jak wyjdziecie Państwo później z ławek, popatrzycie - jest taki feretron Matki Boskiej Sokalskiej. Sokal dla Kresów, dla Wschodu był tym czym była Częstochowa dla Korony, dla Królestwa Polskiego. Matka Boża Pocieszenia Sokalska jest cudownym obrazem. Wiemy jakie wielkie znaczenie mają takie cudowne obrazy dla nas Polaków.

Dlaczego ja to wspominam?

Kochani, ponieważ byłem proboszczem w Bieszczadach. Gdzie większość parafian była ze Wschodu. Dlaczego? Ponieważ tam nie tylko były czarnoziemy, ale odnaleziono duże pokłady węgla. I ci ludzie musieli opuścić po prostu te bogate swoje dawne strony: ziemie, domostwa. I przybyli w te biedne Bieszczady, piękne widokowo, ale tam się trudno żyje. I przyszli tam, i dlaczego o tym wspominam?

Bo kochani, moi parafianie, tam z Bieszczad, jak tu przyjeżdżali to właśnie do tej Matki Bożej. A już nie zapomnę jak pewnego razu gdzieś z Zachodu przyjechała pewna pani do Rymanowa. Koło Rymanowa, dowiedziała się o tym, że jest obraz Matki Boskiej Sokalskiej tu w Zręcinie. Przyprowadziłem ją tu, przed obraz. Padła na kolana, modliła się dosyć długo, pewno z 15 minut. I w pewnym momencie mówi do mnie: “Proszę księdza proboszcza, niech mnie ksiądz proboszcz zostawi tutaj, ja się musze przed naszą Matką Boską wyżalić, pomodlić, przedstawić jej swoje problemy”. I po prostu długo się modliła przed tym cudownym obrazem.

Kochani, a dlatego wspominam o tych rzeczach, że właśnie te panie wczoraj wspomniały o tych deportacjach. I ja mówiłem takie kazanie, mianowicie, ponieważ w Radiu Maryja była czytana książka pani Marianny (...) i pewna rodzina była deportowana z Kresów, hen tam do Kazachstanu na Syberię, czwórka dzieci z matką Tatianą. O właśnie i te dzieci przetrwały. I właśnie wczoraj pani Maciołkowa z Rzeszowa mówiła, że jeden z tej rodziny też przetrwał, jest profesorem chyba w Warszawie. No i właśnie to wszystko mi się przypomniało jak wyglądała ta deportacja straszna ludzi. Może dlatego tak to przeżywam, bo w tej książce jest wspomniany nasz kapłan wspaniały, kapelan Janas. W Ostaszkowie został rozstrzelany z polskimi oficerami. Jeszcze w tej książce jest mowa o tym, że odprawił w Boże Narodzenie pasterkę w Wigilię Tak, ten jedyny raz, ponieważ wtedy NKWD dowiedziało się po pasterce, że on jest nie tylko kapitanem polskich wojsk ale, że jest kapłanem. No i został tam rozstrzelany. A tutaj w parafii jest przezacna rodzina księdza Janasa. Prawie wszystkich dotyczy sprawa tych deportacji co żeśmy mówili, no i ci właśnie z rodziny ronili te łzy, a ja teraz tych dawnych moich parafian też sobie wspominam, bo oni przeżyli te ciężkie chwile.

Więc skoro i wyście mieli w swojej rodzinie, tych swoich krewnych, rodaków szlachetnych, którzy też oddali życie za ojczyznę, to warto o nich powspominać, tak jak pani Bielawska wczoraj prosiła, by to zapisać, by to uwiecznić, żeby to nie zginęło, dlatego tylko że pójdzie to wszystko w zapomnienie. Te kroniki po latach, jakżeż one są cenne. I dlatego bardzo pięknie, że dokumentujecie te swoje zjazdy i podejmujecie wydawnictwa, opisujecie... to na pewno zostanie potomkom, młodym z waszych rodzin. Będą wdzięczni to czytali, będą wam bardzo wdzięczni żeście po prostu podjęli ten trud tych spotkań i trud prowadzenia tych kronik wszystkich. No, ja po prostu cieszę się ogromnie, że po raz drugi już jestem na waszym Zjeździe, mam zaszczyt uczestniczyć przynajmniej na tych nabożeństwach.

Po waszym pierwszym Zjeździe, jak przyjechałem tutaj, mówiłem kazanie. Tak sobie usiadłem, w skupieniu, no i pozbierałem to wszystko co słyszałem na waszym Zjeździe i to co wiedziałem o księdzu Julianie. Powiedziałem kazanie. To było jedno z najdłuższych moich kazań w Zręcinie, bo mówiłem mianowicie 45 minut. Dzisiaj już się takich długich kazań nie mówi. Ale mój dawny ministrant, jak go za parę dni spotkałem, sprawił mi przyjemność, mianowicie mi mówi “proszę księdza dziekana, tak ani razu nie popatrzyłem na zegarek, chociaż ksiądz proboszcz mówił 45 minut, tak mnie to wszystko interesowało”. Tak, bo ja, kochani, mówiłem i o księdzu Krygowskim i o waszej rodzinie, no i przede wszystkim o życiu w tamtych czasach. I o tym młynie, który budował ksiądz Krygowski i o tych plackach, kołaczach, któreśmy jedli od naszych babć. Wszyscy ci najstarsi, babcie, kiwają głową w czasie kazania, że nie chodziły za chlebem do piekarni, tylko każda gospodyni piekła bochen chleba, i takie placki podpłomyki, szczególnie na przednówku, jak brakowało chleba. I mówiłem o tym tartaku, który tak się zasłużył dla całej parafii. Bo, jak widzicie, u nas jest piękne budownictwo, tu w naszej parafii. I to też zasługa księdza Juliana, że gospodarze nie muszą gdzieś tam jeździć po cudzych wioskach, bo tu mieli tartak na miejscu. Tak, budowali piękne domy i wyrażały one wtedy wdzięczność księdzu Krygowskiemu, że był tak przemyślny i mądry i praktyczny. Wczoraj nie powiedziałem wam, że na pewno nauczył się ksiądz Krygowski tego praktycznego proboszczowania już w naszym seminarium. Był wówczas przemądry ksiądz Świerczynski rektorem seminarium, gdy ksiądz Julian był z tym naszym kandydatem na ołtarze księdzem Balickim. Słyszałem jak przepięknie Ojciec Święty mówił w Tarnowie o księdzu Balickim, że to właśnie jeden z najwspanialszych kapłanów diecezji przemyskiej. Czekamy na beatyfikację, na wyniesienie na ołtarze. Już by była beatyfikacja, tylko nie uznano cudu zdziałanego przez księdza Balickiego. A może się jeszcze doczekamy. No właśnie tam w naszym wspaniałym wówczas seminarium, gdzie ksiądz Julian był, był ten mądry rektor (przez 44 lata, o którym mówiono, że właściwie wszyscy kapłani są przez niego wychowani. Pochodzi z jego życia. Tam było takie kółko sadowników, gdzie w szkółkach uczyli się szczepić drzewka. I było kółko pszczelarskie. Po prostu w tamtych czasach popatrzcie, bo to były zabory, jak seminarium nie tylko uczyło teologii ale uczyło praktycznego życia proboszczów, aby później wpływali na chłopów. Żeby ten chłop polski był bogaty, mógł utrzymać rodzinę. No i wielkie zasługi w tym wnieśli rożni proboszczowie, którzy uczyli później swoich parafian tego pięknego, dobrego gospodarowania. I, między innymi, takim wspaniałym wielkim proboszczem był wasz rodak ksiądz Julian. Tak się zapisał w pamięci naszej parafii.

I ja, jako jego następca to wam przekazuję. Nieraz modlimy się w intencji właśnie księdza Krygowskiego.

W końcu już, bo za długo się już rozgadałem, cieszę się że właśnie goszczę czcigodną, szanowną rodzinę Krygowskich w naszej parafii i na cmentarzu. I życzę wszystkim w dalszym życiu Szczęść Boże.

Pani Marysi dziękuję, że przyprowadziła Was tutaj i Panu Prezesowi Krygowskiemu z Rzeszowa, że tak właśnie pięknie to wszystko prowadził.